Kilkanaście lat zajęło Tomaszowi Kołodziejczakowi i wydawnictwu Egmont znalezienie twórców, którzy byliby w stanie kontynuować „Kajka i Kokosza”. Wielu wątpiło, że to możliwe. Inni krzyczeli, że to profanacja. A ja się cieszę, że się udało, bo „Zaćmienie o zmierzchu”, czyli kolejna część przygód dzielnych wojów stworzona następców Janusza Christy, to jeden z najlepszych komiksów jakie przeczytacie w tym roku.

Dwa lata po premierze „Królewskiej konnej” scenarzysta Maciej Kur, rysownik Sławomir Kiełbus i kolorysta Piotr Bednarczyk ponownie udowadniają, że doskonale odnaleźli się w rolach kontynuatorów jednej z najpopularniejszych polskich serii komiksowych. „Zaćmienie o zmierzchu” to nie tylko kolejny udany tom nowych przygód Kajka i Kokosza, ale i najlepszy komiks z cyklu spośród stworzonych przez wspomniane wcześniej trio.

Życie w Mirmiłowie nigdy nie było przesadnie spokojne, ale teraz właściwie wymknęło się spod kontroli. Tajemnicza zjawa prześladuje Kajka i Kokosza zmuszając ich do odnalezienia dawno zaginionego skarbu. Wojmił się żeni, ale zorganizowaniem wesela obarczył swojego brata – Mirmiła. Łamignat zgubił swój bacik i nie ustaje w jego poszukiwaniach. A Hegemon się zakochał…

Powyższe streszczenie to zaledwie wstęp do historii, która trzyma w napięciu, bawi, a jednocześnie jest duchowo wierna fundamentom serii stworzonym przez Janusza Christę. Maciej Kur, podobnie jak w „Królewskiej konnej”, stworzył scenariusz, który spodoba się młodszym czytelnikom, ale zdecydowanie nie rozczaruje również kajkokokoszowych weteranów. Nawet tych najbardziej oddanych.

Autor wprowadza do komiksowego świata nowe postaci, ale nie zapomina o „starych” bohaterach, z których każdy ma w „Zaćmieniu o zmierzchu” do odegrania istotną, choć niekiedy epizodyczną, rolę. Jednocześnie tu i ówdzie nawiązuje do klasycznych części cyklu tworzonych przez Christę, a to pokazując w jednym kadrze Mszczuja, a to wzmiankując wydarzenia z przeszłości bohaterów, czy – co najlepsze – powracając do postaci rymującego Woja Wita, którego zabrakło w „Królewskiej konnej”.

W rezultacie czytając „Zaćmienie o zmierzchu” czujemy się jak byśmy wrócili w znane i lubiane miejsce, gdzie spotkaliśmy się z bohaterami, za którymi zwyczajnie tęskniliśmy. Recenzując „Królewską konną” pisałem, że jest „to album utrzymany w duchu twórczości mistrza z Sopotu, a jednocześnie nie będący jej kalką”. I dokładnie te słowa mógłbym napisać o „Zaćmieniu o zmierzchu”. Z tą różnicą, że nowy tom jest jeszcze lepszy od poprzedniego.

O tym, że album nie rozczarowuje również od strony graficznej, nawet nie trzeba wspominać. Jeszcze za życia Janusz Christa wskazywał Sławomira Kiełbusa na swojego następcę i z każdym kolejnym komiksem z serii „Kajko i Kokosz. Nowe przygody” artysta ten udowadnia, że mistrz się nie mylił. Kiełbus, podobnie jak Kur, nie kopiuje Christy, ale jego rysunki utrzymane są w duchu twórczości mistrza. Inne, autorskie, ale jednocześnie zgodne z wizją stworzoną przed laty przez Christę.

Kajko i Kokosz przeżywają dziś drugą młodość. Na Netfliksie możemy oglądać pierwsze odcinki animowanego serialu poświęconego ich przygodom. Studio Aurum Film, twórcy nominowanego do Oscara „Bożego ciała”, przygotowują inspirowany cyklem film aktorski. Firma RedDeerGames pracuje nad dwoma grami wideo z Kajkiem i Kokoszem na konsolę Nintendo Switch. Egmont zaś z powodzeniem kontynuuje serię komiksową, która w przyszłym roku obchodzić będzie swoje 50. urodziny. „Zaćmienie o zmierzchu” udowadnia, że w postaciach dzielnych wojów nadal tkwi potencjał, a ich przygody mogą bawić czytelników w różnym wieku i z różnych pokoleń. Jeśli wszystkie produkcje z Kajkiem i Kokoszem będą trzymały poziom „Nowych przygód”, to niech ten kajkokokoszowy festiwal trwa jak najdłużej.

Leave a Reply