„Droga” Manu Larceneta, komiksowa adaptacja powieści Cormaca McCarthy’ego, szturmem wdarła się na listy bestsellerów. Francuskie i polskie wydania komiksu wyprzedały się u wydawców w kilka tygodni po premierze, a sam tytuł został entuzjastycznie przyjęty zarówno przez krytyków i czytelników. Nie przeczę, że mnie również bardzo przypadł do gustu, choć mam kilka zastrzeżeń.
Zmarły w ubiegłym roku Cormac McCarthy to jeden z najwybitniejszych amerykańskich pisarzy w historii. Kropka. Autor znakomitych powieści i kilku scenariuszy oraz zdobywca wielu prestiżowych nagród, w tym Pulitzera właśnie za wydaną w 2006 roku „Drogę”. Książka dość szybko została zekranizowana przez Johna Hillcoata i choć nie odniosła tak spektakularnego sukcesu jak wcześniejsze „To nie jest kraj dla starych ludzi” braci Coen, to przyjęta została bardzo ciepło.
„Droga” to rozgrywająca się w zniszczonym przez niewyjaśniony kataklizm świecie opowieść o ojcu i synu przemierzających tę jałową ziemię desperacko walcząc o przetrwanie, ale i własne człowieczeństwo. W rzeczywistości, w której przemoc, okrucieństwo i kanibalizm są codziennością, bohaterowie robią wszystko, by pozostać tymi „dobrymi”. Czy jednak w tak bezwzględnym świecie jest to w ogóle możliwe?
Fabularnie „Droga” jest utworem bardzo prostym, a wydarzenia wykreowane przez McCarthy’ego służą jednemu celowi – pokazaniu czytelnikowi świata, w którym nie ma już nadziei na lepsze jutro. Świata, gdzie nie obowiązują żadne zasady i żadne granice i który, dla swojego własnego dobra, powinien już dawno zniknąć z powierzchni Ziemi. „Droga” jest powieścią emocjonalną, okrutną i wstrząsającą, a jednocześnie bardzo humanitarną. Jej siła nie kryje się jednak w perypetiach Ojca i Syna, ale w sposobie jaki zostały przedstawione.
Jak wspomniałem wcześniej, fabuła jest nieskomplikowana. Każdy dzień życia bohaterów to walka jeśli nie z bandami kanibali, to z jałowym i zniszczonym światem, w którym przetrwanie w dużym stopniu zależy od szczęścia. Również dlatego książka dość szybko zwróciła na siebie uwagę filmowców, bo pod względem konstrukcji fabularnej jest dość prosta do przełożenia na ekran. I, jak się okazuje, nie było problemu z przełożeniem jej również na język komiksu.
Manu Larcenet zrobił to bardzo sprawnie. Jego komiks jest bardzo wierną adaptacją powieści McCarthy’ego, przynajmniej jeśli chodzi o wydarzenia. Francuski artysta na 160 stronach stworzył niezwykle sugestywny, przerażający i pesymistyczny obraz upadku ludzkości. „Droga” w większości opiera się na jego imponujących rysunkach, a mniej na dialogach, których jest w albumie stosunkowo niewiele. Wydaje się, że to, co McCarthy osiągał w swoich książkach słowami, Larcenet starał się zrobić grafiką. I do pewnego stopnia mu się udało. Niestety, obrazy, przynajmniej dla mnie, nie mają takiej siły jak słowa, i komiks, pozbawiony języka McCarthy’ego, ujawnia, że intryga „Drogi” tu i ówdzie idzie na skróty.
Świat, przez który wędrują Ojciec i Syn nie daje nadziei na przeżycie do tego stopnia, że kanibalizm staje się powszechny. Jednak bohaterom, przez lata, udaje się tu i ówdzie znajdować resztki pożywienia. Dlaczego tylko im? Ojca, od pierwszych stron powieści i komiksu, męczy kaszel. Od początku wiemy więc jak skończy się jego historia. Zero zaskoczenia. Dlaczego więc „Droga” odniosła tak wielki sukces, choć fabularnie jest tak prosta? Bo napisał ją Cormac McCarthy.
Jacek Dukaj powiedział kiedyś, że McCarthy to twórca posługujący się językiem na takim poziomie, że powinien być tłumaczony przez poetów. I nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Obcowanie z prozą McCarthy’ego to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Autor pisze tak sugestywnie i w taki sposób, że hipnotyzuje czytelnika, a wydarzenia niejednokrotnie schodzą u niego na dalszy plan po to, by dać przestrzeń barwnym opisom czy ekspresyjnym przemyśleniom.
Pozbawiona tego „Droga” jest nadal dobrą, ale – jak wspomniałem – tu i ówdzie uproszczoną historią. Emocjonalnie bezwzględną i wciąż przepełnioną humanizmem, ale czegoś w niej brakuje. I tego braku nie są w stanie wypełnić nawet świetne, bogate w detale rysunki Manu Larceneta (który poświęcił na ten album półtora roku swojego życia).
Absolutnie nie staram się zniechęcić Was do „Drogi”. To znakomity komiks. Zapewne pojawi się na wielu listach najlepszych albumów roku, ale, niestety, ustępuje powieściowemu oryginałowi. Jeśli zafascynowała Was wizja świata przedstawiona w tej historii, sięgnijcie koniecznie po książkę McCarthy’ego, bo jest jeszcze lepsza. I choć Manu Larcenet jest mistrzem rysunku, to Cormac McCarthy jest arcymistrzem słowa. W dodatku jednym w swoim rodzaju. Jeśli nie czytaliście jeszcze „Drogi”, potraktujcie komiks jako zaproszenie do przeczytania tej książki. Bo tylko w ten sposób w pełni doświadczycie potwornej wizji przyszłości wykreowanej przez McCarthy’ego.