Piętnaście lat po premierze pierwszego zeszytu polskiego wydania doczekała się seria „Runaways” Briana K. Vaughana i Adriana Alphony, która na początku XX wieku była jednym z najgorętszych tytułów Marvela. Z przyjemnością czytałem ją ponad 10 lat temu i z przyjemnością do niej powróciłem, kiedy doczekała się polskiego wydania.

Bohaterami „Runaways” jest sześcioro dzieciaków, którzy pewnego dnia odkrywają, że ich rodzice są członkami złowrogiej organizacji Pride, od lat sprawującej realną władzę w Los Angeles. Przerażone i przytłoczone tą informacją decydują się na ucieczkę przed swoimi opiekunami. Co jednak, nie przyglądają się temu bezczynnie. Alex, Nico, Chase, Karolina, Gertrude i Molly stają się najbardziej poszukiwanymi osobami w Mieście Aniołów. Aby przetrwać, będą musieli się nauczyć kontrolować swoje supermoce/supergadżety (o których istnieniu właśnie się dowiedzieli), a przede wszystkim zacząć współpracować. Czy jednak mają szansę na zwycięstwo, kiedy wśród nich jest zdrajca?

Pierwszy zeszyt „Runaways” zadebiutował w lipcu 2003 roku w ramach powołanego do życia pół roku wcześniej imprintu „Tsunami”, którego celem było stworzenie komiksów mogących zainteresować fanów… mangi. Pod szyldem „Tsunami” ukazały się więc serie dla czytelników w różnym wieku i o różnych zainteresowaniach, a jedynym ich wspólnym mianownikiem było stylistyczne nawiązanie do japońskich komiksów.

Imprint ostatecznie nie odniósł spodziewanego sukcesu i zakończył swój żywot w 2005 roku. Wtedy też po raz pierwszy, po premierze 18 numeru, skasowano „Runaways”. Jak się okazało, nie na długo. Wznowienia serii cieszyły się tak dużym zainteresowaniem czytelników, że w 2005 roku ją przywrócono.

Tym przydługim wstępem uraczyłem Was, gdyż historia powstania „Runaways” jest kluczowa do zrozumienia czym ten komiks tak naprawdę jest. Bo choć w jego pierwszych kadrach pojawiają się Hulk, Daredevil, Kapitan Ameryka i Spider-Man, a główni bohaterowie mają supermoce (albo supergadżety), to dzieło Briana K. Vaughana i Adriana Alphony nie jest kolejną sztampową superbohaterską nawalanką. W „Runaways” zgrabnie splatają się ze sobą teen drama, komedia, sensacja i satyra na „superbohaterowszczyznę” jako komiksowy gatunek.

Od strony graficznej album nie rozczarowuje. Rysunkowo „Runaways” nie jest tak dobre jak „Ms. Marvel”, ale jeśli lubicie charakterystyczną kreskę Alphony, nie będziecie rozczarowani.

Brian K. Vaughan uchodzi za autora, który, podobnie jak Scott Snyder, wie jak zacząć opowiadać historię, ale już nie zawsze wie jak ją skończyć. Pierwszy tom „Runaways” przeczy temu stwierdzeniu. Fabularnie komiks cały czas zaskakuje czytelnika i angażuje jego uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Intryga jest przemyślana, finał zaskakujący, a bohaterowie budzą naszą sympatię od pierwszych kadrów. I choć dzieło tworzono z myślą o nastoletnich czytelnikach, to i ci starsi powinni się przy jego lekturze dobrze bawić.

Przy okazji, warto wspomnieć, że w serwisie Showmax obejrzeć możecie pierwszy sezon serialowej adaptacji „Runaways” wyprodukowanej przez Hulu. Dodam, że niezłej.

Leave a Reply