Na premierę „Drogi ku wieczności” czekałem z niecierpliwością ze względu na nazwiska jej twórców. Rick Remender i Jerome Opena są autorami wielbionego przeze mnie „Fear Agenta” i po kolejnym ich wspólnym tytule spodziewałem równie mocnych wrażeń. Niestety, rozczarowałem się.

„Droga ku wieczności” przenosi nas do Zhal, fantastycznej krainy rządzonej przez Boga Szeptów – istotę, która dzięki magicznemu talentowi przejęła kontrolę nad umysłami swoich poddanych. Opierają się mu tylko nieliczni. W tym rodzina Adama Osidisa, syna pierwszego człowieka, który przed laty opowiedział się przeciwko Bogowi Szeptów. Po śmierci ojca, cierpiący na śmiertelną chorobę Adam wyrusza na spotkanie z wrogiem. Nie ma już nic do stracenia i chce to wykorzystać. Nieoczekiwanie trafia w sam środek zorganizowanego zamachu mającego na celu obalenie Boga Szeptów. Dyktator zostaje pojmany, jego moce stłumione, ale to jeszcze nie koniec. Władza Boga Szeptów zakończy się dopiero, kiedy zostanie on osadzony w magicznym więzieniu na odległej wyspie. Grupa śmiałków, w tym Adam, podejmują się go tam przetransportować. Przeciwko sobie mają praktycznie wszystkich mieszkańców Zhan. I samego Boga Szeptów, który, choć uwięziony, składa Adamowi propozycję nie do odrzucenia…

« z 2 »

„Droga ku wieczności” to mroczna seria fantasy klimatycznie przypominająca „Mroczną wieżę” na podstawie głośnego cyklu Stephena Kinga. Oba tytuły łączą w sobie opowieść spod znaku magii i miecza z westernem, aczkolwiek „Mroczna wieża” robi to zdecydowanie lepiej.

Rick Remender jest scenarzystą, który stawia na akcję. „Fear Agent” czy „Black Science” to serie, w których wydarzenia następują po sobie z zawrotną prędkością cały czas zaskakując czytelnika. W „Drodze ku wieczności” autor idzie podobną drogą, niestety, nieudolnie. Mnoży wydarzenia, ale zapomina o ich uczestnikach. O bohaterach „Drogi ku wieczności” dowiedziałem się tak niewiele, że w ogóle się z nimi nie utożsamiłem, a co za tym idzie do samego końca było mi cudownie obojętne czy ich misja zakończy się powodzeniem czy nie.

Dodatkowo, „Droga ku wieczności” jest komiksem, w który ciężko się „wkręcić”. Kluczowi bohaterowie pojawiają się nie wiadomo skąd. Rozterki Adama Osidisa zmuszonego do podjęcia decyzji, która może zmienić świat, są mdłe. Album obfituje także w scenariuszowe niedoróbki. W jednym miejscu Remender pisze, że nikt nie wie o tym, iż Bóg Szeptów jest prawdziwym władcą Zahn, ale samą historię opowiada już tak, jak by wszyscy to wiedzieli. Poza tym robi to strasznie chaotycznie i bez konsekwencji. Akcja raz mknie do przodu jak szalona, innym razem radykalnie zwalnia. Niektóre decyzje bohaterów przeczą logice. A dialogi są po prostu słabe.

Fabularne „Droga ku wieczności” mnie zmęczyła, ale wizualnie powaliła na kolana. To co Jerome Opena wyprawia na swoich planszach jest niesamowite. Ten komiks to wizualny sztos. Zachwycający bogatymi w detale rysunkami, efektownymi scenami akcji i oszałamiającą kolorystyką.

W tej historii jest potencjał, a nawet kilka fajny pomysłów na fantastyczny świat, ale one giną przytłoczone nieudolną narracją, nudnymi postaciami i rozwleczonymi dialogami często nie wnoszącymi istotnych informacji. Być może kolejny tom nada tej opowieści więcej sensu i ikry, na razie jednak „Droga ku wieczności” pozostaje rozczarowaniem. Ten komiks nadaje się przede wszystkim do oglądania, bo do czytania niekoniecznie.

Leave a Reply