„Wolverine” Rucka, Robertson i Fernandez [RECENZJA]

Greg Rucka to jeden z moich ulubionych scenarzystów, a jego „Lazarus”, „Stumptown”, „Za królową i ojczyznę” czy „Zamieć”, to tytuły, do których lubię wracać. Po zbiorcze wydanie napisanych przez niego przygód Wolverine’a sięgnąłem więc bez wahania. Tym bardziej, że to m.in. za tę serię autor zdobył w 2004 roku nominację do Nagrody Eisnera w kategorii „najlepszy scenarzysta”.
W liczącym 448 stron tomie znalazło się 19 zeszytów serii „Wolverine” opowiadających trzy dłuższe historie. W pierwszej Wolverine staje do walki z członkami kultu wykorzystującego kobiety, w kolejnym z bezwzględnym przemytnikiem ludzi, a w ostatniej musi stawić czoła demonom z przeszłości z czasów eksperymentu Weapon X oraz zmierzyć się ze swoim śmiertelnym wrogiem Sabretoothem.
Greg Rucka jest autorem, który swoje historie tworzy w dużym stopniu opierając się na bohaterach. Nie pędzi z akcją do przodu. Nie przykrywa fabularnych mielizn efekciarskim „łubudubu”. Jego scenariusze są najczęściej przemyślane, a poczynania bohaterów wynikają nie tylko z fabularnych okoliczności, ale w dużej mierze z ich charakterów. I dokładnie w taki sposób Rucka podszedł do postaci Logana.
Jego „Wolverine” ma co prawda supermoce, ale nie ratuje świata. Walczy ze złem, którego nie uosabia jednak jakiś arcyzłoczyńca pragnący zniszczyć świat, ale inny człowiek. I to „zwykli ludzie” są w tym komiksie sprawcami największego zła. Świat w jakim żyje Logan jest okrutny. I sprawia, że bohater jest taki sam. Nawet kiedy Wolverine stara się trzymać z dala od kłopotów, te i tak go znajdują i zmuszają, by pokazał swoje pazury.
Nie ma tu fabularnej rewolucji, ale jest solidna scenariuszowa robota. Komiks znakomicie się czyta, a w każdej z historii nie brakuje fabularnych niespodzianek. Całość została też solidnie narysowana przez Daricka Robertsona (choć nie jest to jego najlepsze dzieło) i Leo Fernandeza.
Dla fanów Wolverine’a ten album to pozycja obowiązkowa. Polecam go również tym, którzy od mutantów trzymają się na ogół z daleka, ale lubią sprawnie skonstruowaną rozrywkową sensację, gdzie bohaterowie są ważniejsi od scen akcji. Po drugi tom sięgnę na pewno.