„Totalnie nie nostalgia” Wandy Hagendorn i Jacka Frąsia był jednym z najgłośniejszych komiksów 2017 roku. Osobista opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie, PRL-u i feminizmie podbiła serca krytyków i czytelników, a rok później zdobyła nagrodę Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego dla najlepszego polskiego albumu roku.
Trzy lata później Wanda Hagendorn powraca kolejnym graficznym memuarem. „Twarz, brzuch, głowa” to niepozbawiona wątków autobiograficznych opowieść o patriarchalnej opresyjności i jego konsekwencjach. A, jak mówi sama autorka, przede wszystkim o ukobiecaniu.
Ukobiecanie, pojęcie wymyślone przez Wandę Hagendorn, to termin oznaczający, cytuję, „wieloletni i wieloetapowy proceder instruowania dziewczynek, jak być dziewczynkami według przepisu patriarchalnego”. Co to dokładnie znaczy? Ano tyle, że kobietom od najmłodszych lat wpajane jest , że muszą być szczupłe, zawsze piękne czy pozbawione zmarszczek. Innymi słowy, to jak wyglądają jest w codziennym życiu jest ważniejsze od tego co robią i co sobą reprezentują.
Konsekwencje tego są dalekosiężne. Według Hagendorn, to właśnie ukobiecanie jest odpowiedzialne zaburzenia odżywania, na które kobiety cierpią znacznie częściej niż mężczyźni, depresję na tle wyglądu czy brak samoakceptacji. Co więcej, ukobiecanie to rodzaj więzienia, w którym kobiety dały się zamknąć za własną zgodą. Wiele z nich całe życie walczy z wystającymi brzuchami, robi ćwiczenia na „seksowne usta”, a kiedy standardowe środki zawiodą decydują się na operacje plastyczne, by za własne pieniądze i poświęcając własny czas poddać się cierpieniu mającemu przedłużyć ich młodość.
„Twarz, brzuch, głowa” to poważny komiks o poważnych sprawach. Skierowany jednak do szerokiego grona odbiorców. Feministyczne teorie, socjologiczne obserwacje i cytaty klasyków takich jak Susan Sontag czy Michel Foucault, Wanda Hagendorn przeplata historiami z własnego życia. Na swoim przykładzie pokazuje konsekwencje ukobiecania dzieląc się czytelnikami swoimi doświadczeniami, zarówno tymi kłopotliwymi jak i zabawnymi. W rezultacie komiks czyta się lekko, ale z zaangażowaniem. Przynajmniej jego większą część. Pod koniec, a dokładnie od rozdziału trzeciego, „Twarz, brzuch, głowa” zaczyna niebezpiecznie dryfować w stronę manifestu, by w epilogu dokładnie nim się stać.
Za oprawę graficzną albumu odpowiedzialna jest Ola Szmida, rysowniczka, ilustratorka i reżyserka filmów animowanych. „Twarz, brzuch, głowa” jest jej pełnometrażowym debiutem i to takim, o którym będziemy mówić bardzo długo. Scenariusz Wandy Hagendorn jest niezły, choć ma lepsze i grosze momenty, natomiast rysunki Oli Szmidy są znakomite od pierwszego do ostatniego kadru. Ekspresyjne, sugestywne, precyzyjnie skomponowane i efektywnie wykorzystujące ograniczoną paletę barw, w jakiej utrzymany jest komiks.
„Totalnie nie nostalgia” było swego czasu atakowane za „zbyt dużo feminizmu” oraz za „genderyzm” (w 2017 roku to było bardzo modne słowo). Jeśli, drogi czytelniku, jesteś osobą podzielającą te zarzuty, komiks „Twarz, brzuch, głowa” nie jest dla Ciebie. Jeśli jednak pierwszy album Wandy Hagendorn chwycił cię za serce, a przy okazji chciałbyś się dowiedzieć o co chodzi z tym „strasznym patriarchatem”, nie wahaj się ani chwili. „Twarz, brzuch, głowa” to album, który trzeba przeczytać. Choćby po to, żeby się później o niego pokłócić. Bo ten komiks skłania do myślenia i zachęca do dyskusji. A takie właśnie lubię najbardziej.