Siedemnaście lat po premierze ostatniego odcinka przygód Luki Torellego znanego lepiej jako Torpedo, scenarzysta Enrique Sánchez Abulí postanowił raz jeszcze wrócić do swojego najsłynniejszego bohatera. Jednak „Torpedo 1972”, choć narysowane przez samego Eduardo Risso, rozczarowuje.
Powołany do życia w 1981 roku przez Enrique’a Sáncheza Abulíego i rysownika Alexa Totha (szybko zastąpionego przez Jordiego Berneta) Torpedo był niezbyt rozgarniętym gangsterem i zabójcą trzęsącym nowojorskimi ulicami w czasach Wielkiego Kryzysu. Urodzony na Sycylii do Stanów przybył w latach 20. jako nastolatek. Proponowano mu pracę pucybuta, ale kiedy zabił pierwszego człowieka, zrozumiał w czym jest dobry i z czego chce żyć. Jak na prawdziwego twardziela przystało, Torpedo szybciej strzelał niż myślał, braki w edukacji nadrabiał celnym okiem i był wrażliwy na wdzięki pięknych kobiet.
Jego przygody Abuli i Bernet przedstawiali w krótkich opowiadaniach, w których gangsterski dramat mieszał się z czarną komedią. Torpedo potrafił przerazić, ale i rozbawić, a czarno-białe rysunki, utrzymane w stylistyce kina noir, były jednym z największych atutów jego komiksowych przygód.
Autorzy zakończyli swoją przygodę z serią w 2000 roku. Kilkanaście lat później Enrique Sánchez Abulí powrócił do Luki Torellego zamkniętą historią „Torpedo 1972” rozgrywającą się w czasach, kiedy główny bohater przebywa już na gangsterskiej emeryturze. Kiedy w prasie ukazuje się przeprowadzony z nim wywiad, nazwisko Torellego ponownie staje się jednym z najgorętszych na nowojorskich ulicach. Na jaw wychodzą jego dawne zbrodnie, a Torpedo po raz kolejny musi chwycić za broń i zrobić to, co potrafi najlepiej.
Pomysł wyjściowy na fabułę „Torpedo 1972” nie jest oryginalny, ale ma potencjał. Niestety, Enrique Sánchez Abulí go nie wykorzystał. Intryga na jakiej opiera się komiks jest mocno naciągana. Relacje łączące bohaterów, szczególnie reportera i jego narzeczoną, niewiarygodne, a żarty wymuszone. Siłą „Torpedo”, w najlepszych latach tej serii, było sprawne połączenie sensacyjnej fabuły z komedią. Komiks był brutalny, niekiedy okrutny, ale przygody Luki Torellego trzymały w napięciu, zaskakiwały celnymi puentami i czarnym humorem, pojawiającym się w najmniej spodziewanych momentach. W „Torpedo 1972” tych atutów zabrakło. Fani serii będą komiks czytali z rosnącym rozczarowaniem, ale też i żalem z powodu straconej szansy na nową opowieść z ich ulubionym bohaterem. I nie zmienią tego nawet znakomite, jak zawsze, rysunki Eduardo Risso. „Torpedo 1972” to komiks straconej szansy.
Najnowszego dzieła Enrique’a Sáncheza Abulíego nie polecam, ale wszystkich, którzy z „Torpedo” jeszcze się nie zetknęli, zachęcam do zapoznania się z jednotomowym wznowieniem jego przygód, jakie ukazało się właśnie nakładem Non Stop Comics. Na 720 stronach zebrano wszystkie przygody Luki Torellego opublikowane kilka lat temu przez Taurus Media w pięciu tomach. I to jest komiks o Torpedo, którego nie warto nie znać.
Album „Torpedo 1972” ukazał się nakładem wydawnictwa Non Stop Comics.