Ostatni długi weekend wykorzystałem na nadrobienie zaległości, czego efektem jest kolejny odcinek „Sortowni”, a w nim przedstawiam i oceniam „Lady Killer” Joelle Jones i Jamiego S. Richa, „Dozorcę” Bartosza Sztybora i Ivana Shavrina, drugi tom „Uncanny X-Force” napisany przez Ricka Remendera, pierwszy tom nowego wydania „Astonishing X-Men” Jossa Whedona i Johna Cassadaya oraz amerykański debiut braci Carlosa i Miguela Valderramów pt. „Giants”.

.

LADY KILLER

„Lady Killer” kupiłem przede wszystkim ze względu na rysunki Joëlle Jones i bardzo mile zostałem tą serią zaskoczony. Gdyby twórcy „Mad Men” chcieli zrobić serial o żonie Dona Drapera działającej jako specjalistka od „mokrej roboty”, z pewnością stworzyliby coś podobnego do dzieła Jones i Jamiego S. Richa.

Josie Schuller to na pierwszy rzut oka idealna pani domu – kochająca żona i oddana matka poświęcająca cały swój czas domowi oraz rodzinie. Jednak kiedy nikt nie patrzy, Josie pokazuje swoją drugą twarz – twarz bezlitosnej zabójczyni na zlecenie. Przez lata udaje się jej te dwa światy z powodzeniem godzić, kiedy jednak jej przełożeni dochodzą do wniosku, że rodzina staje się dla niej ważniejsza niż praca, postanawiają działać.

Nie będę Was przekonywał, że „Lady Killer” jest komiksowym arcydziełem. Nie jest i nigdy nie miał nim być Jest jednak znakomitą komiksową rozrywką. Opowiedzianą z dystansem historią o kobiecie, o wyglądzie modelki z czasów największej popularności „pin-up girls”, która z bronią obchodzi się równie dobrze jak enigmatyczny Agent 47, a przy okazji spełnia się również jako żona i matka. W komiksie znajdziecie pokaźną dawkę akcji i sporo humoru, a wszystko przedstawione w znakomitych rysunkach Joëlle Jones, której w komiksowych kadrach udało się połączyć stylistykę lat 50. z brutalną, a miejscami wręcz makabryczną fabułą. „Lady Killer” liczy zaledwie tomy i oba na pewno znajdą się w mojej kolekcji.

DOZORCA

Po „Dozorcę” Bartosza Sztybora i Ivana Shavrina sięgnąłem bez specjalnych oczekiwań i być może również dlatego, podczas lektury komiksu bawiłem się przednio. Fabularnie rzecz nie jest specjalnie skomplikowana. Na dzielnicy pojawiają się potwory w makabryczny sposób wyprawiające na tamten świat poszczególnych jej mieszkańców. Jedną z osób, które przeżyły starcie z nimi jest młody chłopak Dot. Spotkanie z blokową dozorczynią stanie się dla niego początkiem nie tylko wielkiej przygody, ale nowego rozdziału w życiu. Jako członek tajnej organizacji walczącej o porządek i bezpieczeństwo staje do walki w wojnie toczonej nieprzerwanie od trzech tysięcy lat.

Bartosz Sztybor jest sprawnym scenarzystą, a „Dozorca” jest kolejnym dowodem jego umiejętności. Fabuła komiksu nie jest ani odkrywcza ani specjalnie zaskakująca, a mimo to czyta się go z przyjemnością za sprawą dynamicznej akcji, ciętych dialogów i galerii dobrze nakreślonych bohaterów. Ponad przeciętność „Dozorca” wybija się dzięki efektowym rysunkom Shavrina. Jego kadry są jednymi z najdynamiczniejszych jakie od dawna widziałem. Praktycznie każda scena komiksu narysowana jest tak jakby Shavrin chciał pokazać, że jest w stanie nakreślić coś bardziej dynamicznego niż pościg w „Bullicie” i nie ma znaczenia czy to walka z demonami, czy spotkanie ziomków przy osiedlowym trzepaku. Scenariuszowo i graficznie „Dozorca” przypomina nieco śledziowe „Osiedle Swoboda”. Jeśli jesteście fanami, komiks Sztybora i Shavrina powinien Wam przypaść do gustu.

UNCANNY X-FORCE, TOM 2

Pierwszy tom „Uncanny X-Force” do scenariuszy Ricka Remendera pozostawił mnie obojętnym, choć fani oceniają go bardzo wysoko. Do drugiego podchodziłem więc bez większych emocji, a tymczasem czekała mnie przyjemna niespodzianka. W czasach kiedy większość komiksów o superbohaterach mnie męczy, ten przeczytałem nie tylko z zainteresowaniem, ale również, co może najważniejsze, z autentyczną przyjemnością.

W tomie drugim głównym przeciwnikiem mutantów jest Archangel, jeden z najbliższych współpracowników Apocalypse’a – mutanta despoty, z którym drużyna walczyła w tomie pierwszym. Aby go pokonać, X-Men muszą wyruszyć do świata równoległego, gdzie władzę przejął Apocalypse. Tam spotykają alternatywne wersje samych siebie i… wszystko się komplikuje.

W „Uncanny X-Force” nie znalazłem niczego, czego bym wcześniej nie widział. Mutanci, supermoce, alternatywne światy zniszczone przez potężnych przeciwników – to wszystko już było i na pewno będzie w komiksach suprbohaterskich powracać. Trzeba jednak przyznać, że Rickowi Remenderowi udało się z tych „sprawdzonych” klocków zbudować solidną historię. Może niespecjalnie zaskakującą, ale trzymającą w napięciu i wykorzystującą potencjał kryjący się praktycznie we wszystkich uczestnikach dramatu. Graficznie również jest bardzo dobrze, ale czy może być inaczej, jeśli wśród autorów rysunków są takie tuzy jak Mark Brooks, Jerome Opena czy Esad Ribic? Drugi tom „Uncanny X-Force” spodobał mi się na tyle, że chyba dam szansę pierwszemu, który – jeśli wierzyć fanom gatunku – jest równie dobry.

« z 3 »

ASTONISHING X-MEN

Ten komiks ukazał się w Polsce ponad 10 lat temu i do niedawna osiągał bardzo nieprzyjemne ceny na serwisach aukcyjnych. Ten stan rzeczy zmienił się po publikacji jego dwóch pierwszych tomów w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Teraz seria powróciła po raz kolejny i to w wydaniu „double feature” zbierającym dwanaście zeszytów serii, a nie sześć, jak to miało miejsce przy okazji poprzednich wydań.

Cyclops i Emma Frost reformują akademię mutantów. Stawiają sobie wyraźny cel – chcą by ich działalność „zadziwiła” świat. Ale gdy w mediach niespodziewanie pojawia się wstrząsająca wiadomość dotycząca genu mutacji, realizacja ich nowych planów zostaje powstrzymana. Co więcej, tragiczna śmierć w Instytucie Xaviera ujawnia nowego wroga żyjącego wśród Mutantów – wroga znającego wszystkie umiejętności i słabości X-Menów, a w dodatku bezwzględnie je wykorzystującego.

Czytałem tę serię po raz pierwszy dekadę temu, kiedy komiksów na rynku było niedużo, a superbohaterskich jak na lekarstwo. Wtedy mi się podobała i, co najważniejsze, podobała mi się również i teraz. Dzieło Jossa Whedona i Johna Cassadaya uhonorowane w latach 2005-2006 trzema Nagrodami Eisnera znakomicie oparło się próbie czasu. Co prawda niektóre fabularne pomysły rażą naiwnością, ale trzeba przyznać, że całość znakomicie się czyta, a jeszcze lepiej ogląda. To co w swoich kadrach „wyprawia” John Cassaday, to prawdziwe mistrzostwo i wzór tego, jak powinien prezentować się dobrze skrojony (pod każdym względem) komiks superbohaterski.

« z 3 »

GIANTS

„Giants” autorstwa braci Carlosa i Miguela Valderramów to wzorcowy komiks z cyklu „można, ale nie trzeba”. Przyzwoicie napisany i narysowany, ale jednocześnie tak wtórny i fabularnie uproszczony, że zapomina się o nim zaraz po przeczytaniu.

„Giants” przenosi czytelników do świata, w którym powierzchnia Ziemi została opanowana przez gigantyczne kaiju, a ludzie zamieszkali pod ziemią, gdzie walczą o przetrwanie i… między sobą. Dwóch przyjaciół chcących wstąpić w szeregi potężnego gangu decyduje się na wykonanie niebezpiecznego zadania na powierzchni. Niestety, ich misja kończy się fiaskiem. Przyjaciele zostają rozdzieleni, a kiedy spotkają się ponownie, wszystko będzie już inaczej.

Być może w kadrach „Giants” kryje się pomysł na lepszą historię, ale odpowiedzialny za scenariusz Carlos Valderrama kompletnie nie wiedział jak go rozwinąć. W stworzonej przez niego opowieści wszystko jest znajome – od scenografii po bohaterów, a intryga bez żadnych fabularnych niespodzianek prosto mknie do przewidywalnego od początku finału. Graficznie również jest bez niespodzianek, ani na plus ani na minus. Ot, kolejna sztampowa komiksowa produkcja jakich na rynku mamy zatrzęsienie. Nie powiem, przeczytałem „Giants” bez większego bólu, ale jeśli miałbym podać jeden powód, dla którego warto po ten komiks sięgnąć, nie byłbym w stanie tego zrobić.

Leave a Reply