Choć Bedu skończył w tym roku 76 lat, to nie planuje emerytury. Do sprzedaży trafił właśnie jego najnowszy album „Smocza krew”, którym autor powraca do gatunku baśniowego fantasy znanego ze znakomitego „Hugo”. Niestety, nie jest to powrót do końca udany.
Dobry król Arthmel, władca Ergwadu, umiera. Zaraz po jego śmierci okazuje się, że został otruty. Następca tronu, zły książę Oghor, oskarża o zbrodnię swoją młodszą siostrę Helię, do której żywi niechęć, bo przy jej narodzinach zmarła jego matka. Księżniczka trafia do lochu, skąd udaje jej się uciec. Wkrótce to w jej rękach znajdzie się przyszłość królestwa, któremu grozi atak potężnego smoka. Powstrzymać go może jedynie ujawnienie osoby odpowiedzialnej za śmierć Arthmela.
Fabularnie „Smocza krew” to komiks złożony ze sprawdzonych schematów i rozwiązań. Co niektórzy recenzenci dopatrują się w nim inspiracji „Grą o tron”, ale moim zdaniem to przesada. Bo choć Bedu opowiada w nim historię, której finału nie dożyją wszyscy uczestnicy, to „Smocza krew” pozostaje komiksem familijnym, odpowiednim dla czytelników w każdym wieku.
W ten sposób Bedu wraca do stylistyki i sposobu opowiadania znanego nam już z jego doskonałego „Hugo”. Niestety, „Smoczej krwi” brakuje lekkości i świeżości wcześniejszej serii. Scenariusz jest sztampowy, bohaterowie jednowymiarowi, a dialogi nie są przesadnie błyskotliwe. Akcja niby wartko gna do przodu, ale co i rusz miałem wrażenie, że autor idzie w niej na skróty przeskakując od wydarzenia do wydarzenia bez oglądania się na logikę. W efekcie scenariusz komiksu sprawia wrażenie „poszarpanego”, lekturze brakuje płynności, a odbiorca często zastanawia się dlaczego autor podjął taką a nie inną decyzję fabularną.
Sam świat „Smoczej krwi” skonstruowany jest w sposób podobny do tego, który znamy z „Hugo”. Rzeczywistość przypomina średniowiecze, ale nie brakuje w niej magii oraz baśniowych stworzeń, a całość – mimo obfitującej w dramatyczne wydarzenia historii – grubo podlana jest humorystycznym sosem. Jeśli ktoś swoją przygodę z twórczością Bedu zacznie od „Smoczej krwi” może być tym światem zauroczony, ale oddani fani „Hugo” (w tym niżej podpisany) będą czytali komiks z poczuciem, że gdzieś już to wszystko widzieli.
Największym atutem komiksu pozostaje oprawa graficzna. Co prawda wizualnie „Smocza krew” utrzymana jest w stylistyce rodem z lat 80. ubiegłego wieku, ale dla fanów belgijskiego autora będzie to raczej atut a nie wada. Kreska Bedu nadal jest efektowna, projekty postaci sympatyczne, a plansze i kadry znakomicie skomponowane.
Choć pięknie wydana i przykuwająca wzrok efektowną okładką, „Smocza krew” nie jest najlepszym dziełem w karierze Bedu. To scenariuszowo poprawny choć nieoryginalny komiks w dużej mierze bazujący na pomysłach znanych z „Hugo” i sentymencie do tej przedwcześnie zakończonej serii. Niestety, w żaden sposób jej nie dorównujący. Komiks potrafi zachwycić rysunkami, ale od strony scenariuszowej nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Finał opowieści sugeruje, że „Smocza krew” może doczekać się kontynuacji, ale, szczerze, na razie na nią nie zasługuje.
To może warto tu dodać, że „Hugo” właśnie zostaje wznowiony przez Egmont w edycji 2024.
Dla tych, którzy nie znają twórczości Bedu może być więc to dobra okazja do wejścia w nią.