Dwa lata temu wydawnictwo KBOOM opublikowało „Potworną kolekcję”, zbiór trzech komiksowych historii stworzonych przez Steve’a Nilesa i Berniego Wrightsona, które w zamierzeniu twórców miały finalnie stać się częścią większego projektu. Projektu zapoczątkowanego w 2007 roku miniserią „Miasto innych”, która kilka tygodni temu doczekała się polskiego wydania.

„Miasto innych” to pierwsze wspólne dzieło Nilesa i Wrightsona. Kiedy zaczęli współpracować Wrightson był już legendą, mistrzem komiksu grozy i współtwórcą postaci Swamp Thinga. Niles miał z kolei za sobą sukces miniserii „30 dni nocy” oraz szereg mniejszych i większych tytułów stworzonych dla IDW, Dark Horse Comics czy DC. No i przez wielu krytyków uznawany był za autora, który przywrócił horror komiksowi.

Niles był, oczywiście, wielkim fanem twórczości Wrightsona, ale to ten drugi jako pierwszy wysunął propozycję współpracy. Panowie, którzy mieszkali w odległości kilku ulic od siebie w Los Angeles, szybko się zaprzyjaźnili i spędzali razem mnóstwo czasu rozmawiając, a jakże, o horrorach. Pewnego dnia Bernie Wrightson wspomniał, że chodzi mu po głowie pomysł na historię o seryjnym mordercy, który zostaje zmieniony w wampira i może Niles chciałby pomóc w jej rozwinięciu. I tak się zaczęło.

Ten morderca, o którym wspominał Wrightson, to Staś Bludowski. Pozbawiony emocji psychopata żyjący z zabijania innych. Kiedy jednak dwie z jego ofiar za wszelką cenę nie chcą umrzeć (mimo rozczłonkowania), Blud postanawia wyjaśnić tajemnice ich dziwnego „zachowania”. I tak trafia ponurego zamczyska na odludziu otoczonego przez armię… zombie. A potem spotyka wampiry.

Jak wspomniałem wcześniej, „Miasto innych” pomyślane było jako początek większego cyklu. Bohaterowie tej miniserii, jak również późniejszych zatytułowanych „Stwierdziła: zgon”, „Ghul” i „Dr Makabra” (zawartych w tomie „Potworna kolekcja”) mieli spotkać się w tytułowym mieście będącym ostoją dla wyrzutków takich jak oni. Przedwczesna choroba i śmierć Wrightsona uniemożliwiły realizację tego planu. Wspominam o tym dlatego, że „Miasto innych” nie jest opowieścią skończoną. Cztery zeszyty miniserii, to wstęp do historii Bluda, ale też sporo rozpoczętych wątków, również kluczowych. Wątków, które nigdy nie zostały rozwinięte ani nie doczekały się finału. I zabierając się za ten komiku trzeba to wiedzieć, żeby potem nerwowo nie szukać kolejnych zeszytów.

Spotkanie z „Miastem innych” było dla mnie bardzo przyjemnym doświadczeniem. Nie jest to dzieło na poziomie „Frankenstein żyje, żyje!”, ale bardzo solidna rozrywka w przewrotny sposób wykorzystująca typowe dla horroru wątki i motywy. Mamy więc wampiry i zombie, ale nie brakuje wilkołaków, szalonego naukowca, nielegalnych eksperymentów oraz intrygi sięgającej wiele lat wstecz. Czyta się to dobrze i z zaangażowaniem, a poumieszczane tu i ówdzie mniej lub bardziej widoczne nawiązania i cytaty z horrorowej klasyki dodają całości smaczku.

Największym atutem komiksu są jednak rysunki. W całości naszkicowane przez Wrightsona ołówkiem, bez użycia tuszu, i w taki sam sposób pokolorowane przez Josego Villarubię, robią piorunujące wrażenie. Przyznam, że „Miasto innych” przeczytałem dość szybko, ale potem raz jeszcze je od początku do końca uważnie obejrzałem, co zajęło mi znacznie więcej czasu, bo w tych kadrach dzieje się tak dużo, że głowa mała.

Szkoda, że „Miasto innych” nie doczekało się kontynuacji, ale rozumiem też dlaczego Steve Niles nigdy nie zdecydował się na opowiedzenie tej historii do końca z innym rysownikiem. To już by nie było to samo. Tym, co czyni ten komiks naprawdę wyjątkowym jest nie fabuła, ale właśnie oprawa graficzna. A Berniego Wrightsona nie da się podrobić. Jeśli lubicie jego kreskę i jesteście fanami horroru nie powinniście być rozczarowani. O ile, oczywiście, zaakceptujecie fakt, że macie do czynienia z historią de facto nieskończoną.

Leave a Reply