„Małpa”, debiutancka powieść graficzna Basi „Asash” Majkowskiej, miała swoją premierę podczas tegorocznego festiwalu MFKiG w Łodzi, gdzie została ciepło przyjęta przez czytelników. Oczekiwania wobec niej miałem więc spore. Niestety, album nie do końca je spełnił.

„Małpa” przenosi czytelników do niedalekiej przyszłości, do czasów kolonizacji kosmosu. Do bazy na orbicie Atropos, tajnego ośrodka Cesarstwa Korony, przybywa Yasen Hirsch, młody żołnierz z problematyczną przeszłością, ale wyjątkowym talentem do strzelania. Służba w tajnej placówce, choć obfitująca w konflikty pomiędzy żołnierzami, daje mu nadzieję na rozpoczęcie nowego życia. W poznanej na miejscu kadetce Silke Kellarov odnajduje bratnią duszę. Wierzy, że dzięki niej i z nią u boku, zdobędzie swoją drugą szansę. Niestety, los ma wobec niego zupełnie inne plany.

Kurt Vonnegut pisał kiedyś, że najlepszym sposobem na napisanie dobrej powieści jest potraktowanie głównego bohatera tak, jak Bóg potraktował Hioba, czyli przeprowadzenie go przez serię nieszczęść i tragedii. Wydaje się, że tym tropem poszła w swoim albumie również Majkowska. Niestety, o ile autorka nie miała problemu z wykreowaniem zajmujących wydarzeń, to poległa na konstrukcji postaci.

Bohaterowie są najsłabszym elementem „Małpy”. Zarówno Yasen jak i Silke to postaci mocno schematyczne i, mimo starań autorki, jednowymiarowe. Oboje mają mroczną przeszłość, ale kiedy już ją poznajemy, zdajemy sobie sprawę, że gdzieś już to czytaliśmy. Alkoholizm, przemoc w rodzinie, ksenofobia – to wszystko tematy mocno eksploatowane, a w związku z tym przewidywalne. Yasen i Silke niczym Was nie zaskoczą, choć przez 300 stron komiksu będziecie kibicować, żeby im się udało.

Fabularnie jest lepiej, choć też nie idealnie. „Małpa” łączy w sobie kosmiczną opowieść z dramatem psychologicznym, a nawet kryminałem. Autorka, podobnie jak Leo w cyklu „Aldebaran”, dużo uwagi poświęca stworzeniu wiarygodnego świata, w którym nie brakuje zarówno obcych fauny i flory, jak i od zawsze towarzyszących człowiekowi intryg oraz polityki. Wątków w scenariuszu „Małpy” jest więc całkiem sporo, choć nie wszystkie zostały poprowadzone równie sprawnie. Przykładowo finał albumu opiera się na odkryciu tajemnicy kryjącej się za zagadką, która co prawda przewija się przez cały komiks, ale jest w sumie nieistotna. A jej rozwiązanie też nie ma większego znaczenia dla intrygi (chyba, że autorka planuje kolejne tomy). Jest jedynie pretekstem do tego, by nasi bohaterowie wyruszyli na akcję, która finalnie odmieni życie ich wszystkich.

W scenariuszu pojawia się również wątek Caldery, oficer, przełożonej Yasena, która w pewnym momencie wyraża poważniejsze zainteresowanie bohaterem. Oczywiście, nie jest to niemożliwe, problem w tym, że fabularnie nie jest to w ogóle zbudowane. Do tego „wyznania” Yasen i Caldera prawie nie mają wspólnych scen, a „uczucie” oficer rodzi się na kartach albumu tylko i wyłącznie dlatego, że je wpisano do dymków, a nie dlatego, że wynika z fabularnego ciągu logicznego. A takich scenariuszowych dróg na skróty jest w tym komiksie całkiem sporo.

Konstrukcyjnie fabuła „Małpy” przywodzi na myśl fanfik. Moja córka czyta ich całkiem sporo i z tego co mi o nich opowiada wyłania się obraz historii z nieskomplikowanymi bohaterami, których życie to ciąg traumatycznych wydarzeń i katastrofalnych w skutkach decyzji. I taki właśnie jest scenariuszowo komiks Majkowskiej. Mówi o ważnych rzeczach. Nie unika trudnych tematów. Ale robi to w sposób powierzchowny, a najczęściej wtórny.

Graficznie jest o niebo lepiej. Basia Majkowska, absolwentka łódzkiej ASP, autentycznie czuje komiks. „Małpa” ma świetne projekty postaci, znakomicie skomponowane, dynamiczne kadry i fajną kolorystykę. Album wygląda znakomicie, choć ile razy patrzę na „rozmycia” postaci sugerujące szybki ruch, to mam wrażenie, że one się nie poruszają, ale rozpuszczają. 😉

„Małpa” to imponujący debiut. Basia „Asash” Majkowska nie poszła na łatwiznę i przedstawiła się czytelnikom monumentalną objętościowo powieścią graficzną, w której połączyła kosmiczną przygodę z dusznym, psychologicznym dramatem. Ten fabularny melanż jest miejscami naciągany i niedopracowany, ale nadrabia te braki emocjami, których w „Małpie” nie brakuje. Nie jest to jeszcze album, który widziałbym jako kandydata do nagrody dla najlepszego komiksu roku, ale po jego lekturze mam pewność, że w polskim komiksowie pojawił się talent, o którym na pewno jeszcze usłyszymy.

Leave a Reply