„Kryzys bohaterów” King i Mann [RECENZJA]

„Kryzys bohaterów” był jedną z najmocniej promowanych miniserii DC ostatnich lat. Okazał się również jedną z najbardziej kontrowersyjnych, a dla wielu również najbardziej rozczarowujących. Zbiorcze wydanie dzieła Toma Kinga i Claya Manna ukazało się właśnie nakładem Egmontu.
Rzecz zaczyna się obiecująco. W Sanktuarium, tajnej placówce, w której superbohaterowie i zreformowani superzłoczycy mogą, pod opieką sztucznej inteligencji, poddać się psychoterapii, dochodzi do masowego morderstwa. W niewyjaśnionych okolicznościach giną dziesiątki metaludzi. Głównymi podejrzanymi są Booster Gold i Harley Quinn, ale nie wszyscy są przekonani co do ich winy. Batman, Superman i Wonder Woman rozpoczynają najtrudniejsze, ale i najważniejsze śledztwo w swojej karierze. Wkrótce, informacja o zbrodni jak i samym Sanktuarium trafia do mediów…
Za scenariusz „Kryzysu bohaterów” odpowiedzialny jest Tom King. Dziś jedna z największych gwiazd DC Comics i autor uznanych serii „Mister Miracle” oraz „Vision”, w przeszłości oficer CIA. Pomysłu na fabułę dostarczyło mu życie. W 2016 roku King doznał ataku paniki i trafił do szpitala. Tego samego dnia zmarła jego babcia, z którą był bardzo związany. To wszystko sprawiło, że autor zdecydował się na podjęcie terapii, a w jego głowie pojawił się pomysł na opowieść o tym jak z podobnymi problemami radzą sobie superbohaterowie.
I to jest bardzo dobry pomysł. A w połączeniu z kryminalną zagadką mógł dać naprawdę solidny kawałek komiksu. Niestety, „Kryzys bohaterów” nie sprawdza się ani jako kryminał ani jako wiwisekcja superbohaterskiej psychiki ani nawet jako sprawnie napisane trykociarskie łubudubu.
Premierze „Kryzysu bohaterów” towarzyszyło mnóstwo kontrowersji. Po wydaniu czwartego zeszytu twórcy, a w szczególności rysownik Clay Mann, zostali oskarżeni o niepotrzebną seksualizację postaci Batgirl. Ten zarzut powrócił przy okazji prezentacji okładki odcinka siódmego przedstawiającej martwą Poison Ivy, której ciało ułożone jest w nienaturalnie atrakcyjny sposób. Na dodatek, po premierze ostatniego zeszytu, niektórzy fani zarzucili Tomowi Kingowi wręcz, że „zniszczył superbohaterów”. Saqm scenarzysta bronił się mówiąc, że finalny komiks znacznie odbiega od jego wizji, ponieważ poddany został zbyt dużej ingerencji ze strony DC.
Komiks ma intrygujący punkt wyjściowy, ale bardzo szybko zmienia się w przekombinowaną i przegadaną opowieść, którą zwyczajnie ciężko się czyta. Miniseria nie działa jako kryminał, bo faktycznego śledztwa właściwie w niej nie ma, a w ostatnim zeszycie zabójca nie tylko przyznaje się do swoich czynów, ale również obszernie wyjaśnia co i jak zrobił. A wyjaśnia to tak, że nawet komiksowi bohaterowie podsumowują to słowami – „to wszystko głupio brzmiało (…). Nie przejmuj się, zrobi się jeszcze durniej”. Ta wymiana zdań co dość dobrze oddaje również moje zdanie na temat wyjaśnienia kryminalnej zagadki. Zresztą nie tylko zagadki, ale w ogóle całego scenariusza komiksu.
W fabule „Kryzysu bohaterów” ciężko się odnaleźć. Akcja przeskakuje pomiędzy kolejnymi postaciami, które niejednokrotnie pojawiają się w kadrach niespodziewanie i równie niespodziewanie z nich znikają. Bohaterowie miotają się próbując poznać tożsamość zabójcy, piorąc się po psykach, a głównie wygłaszając przydługie i męczące kwestie. „Kryzys bohaterów” jest nielogiczny, ale zwyczajnie przegadany, a jego narracja na tyle chaotyczna, że po przeczytaniu komiksu przeczytałem go jeszcze raz, a potem ruszyłem do internetów, żeby na dyskusyjnych formach poszukać odpowiedzi na pytanie „co tam się właściwie wydarzyło”.
„Kryzys bohaterów” nie działa również jako poważna komiksowa opowieść o ciemnych stronach pracy superbohaterów. Z wielu powodów. Po pierwsze, sam pomysł , choć niezły, sprawia wrażenie skrajnie nieprzemyślanego. Cierpiący metaludzie nie są objęci opieką lekarską, ale za terapeutę robi sztuczna inteligencja. Okej, można to wytłumaczyć tym, że chronią swoją tożsamość. Ale czemu jednym z elementów terapii są zabiegi w sali wirtualnej rzeczywistości, gdzie chorzy przeżywają wiele razy swoje traumy? Czy to ma cokolwiek wspólnego z terapią? Nic. Owszem, jednym z elementów procesu leczenia jest nauczenie pacjenta radzenia sobie z traumą, ale nie robi się tego każąc mu w kółko oglądać nagrań wydarzeń, które doprowadziły do jego załamania. Co więcej, w komiksie jest sporo scen, w których postaci opowiadają wprost o najtrudniejszych chwilach w swojej pracy. Z niewiadomych powodów wielu z nich sili się na dowcip, co po pierwsze brzmi nienaturalnie, po drugie sprawia, że nie wiemy czy traktować ich problemy poważnie czy też nie.
Tom King wyraźnie nie kontroluje napisanej przez sobie historii. Nie panuje nad bohaterami, niektórych wręcz zwyczajnie nie czuje, a potencjału ważnych wątków – jak na przykład ujawnienia opinii publicznej informacji o Sanktuarium – nie wykorzystuje w stopniu na jaki zasługują.
„Kryzys bohaterów” ładnie wygląda. Autorem większości rysunków jest Clay Mann, ale w albumie znalazły się także plansze skreślone przez Travisa Moore’a, Lee Weeksa, Mitcha Geradsa i Jorge Fornesa. I nikt tutaj nie odstawił lipy. Clay Mann, niestety, szczuje cycem w sytuacjach kiedy absolutnie nie powinien tego robić, ale poza tym odwala solidną, superbohaterską robotę. Jego rysunki są dynamiczne, kreska realistyczna, a całość doprawiona odpowiednią dozą efekciarstwa.
Jeśli Tom King kiedyś napisze autobiografię, „Kryzysu bohaterów” raczej nie przedstawi w niej jako jednego ze swoich najlepszych dzieł. Komiks oparty jest na interesującym pomyśle, ale scenarzysta zrobił wiele, by go zrujnować, na wielu poziomach. Być może, jak sam mówił w wywiadach, to wina wydawców, ale nie zmienia to faktu, że spotkanie z „Kryzysem bohaterów” jest doświadczeniem wyjątkowo męczącym. Zdecydowanie nie polecam.