„Kosz pełen głów” i „Rodzina z domku dla lalek” [RECENZJA]

Nieco ponad rok temu wydawnictwo DC Comics wprowadziło na rynek dedykowany horrorom imprint Hill House Comics, którego szefem został Joe Hill, współautor znakomitego „Locke & Key”. Dwa pierwsze tytuły spod tego szyldu „Kosz pełen głów” oraz „Rodzina z domku dla lalek” właśnie zostały opublikowane przez Egmont. Czy było na co czekać?
Joe Hill jest dziś jednym z najpopularniejszych pisarzy horrorów na świecie. Syn sławnego Stephena Kinga, autor kilku powieści i kilkudziesięciu opowiadań oraz współtwórca kilkunastu komiksów, którego dzieła doczekały się już adaptacji filmowych i serialowych. Obejmując funkcję szefa Hill House Comics twórca obiecywał czytelnikom historie będące duchową kontynuacją „brytyjskiej fali”, jaka w amerykańskich komiksach pojawiła się na przełomie lat 80. i 90. i dzięki, której świat poznał takie dzisiejsze gwiazdy jak Neil Gaiman czy Grant Morrison. Dwa pierwsze komiksy udowadniają, że słowa dotrzymał. Choć ta „duchowa kontynuacja” nie zawsze dotyczy jakości dzieła.
„Kosz pełen głów” to pierwszy tytuł spod szyldu Hill House Comics jaki ukazał się na rynku. Komiks zadebiutował 30 października 2019 roku i został ciepło przyjęty zarówno przez krytyków jak i czytelników. Składająca się oryginalnie z siedmiu zeszytów miniseria przenosi czytelników do znajdującego się na niewielkiej wyspie miasteczka funkcjonującego jako nadmorski kurort. Kiedy w wyniku gwałtownej burzy zostaje odcięte od stałego lądu, wakacyjna idylla zmienia się w koszmar. Tym bardziej, że gdzieś w mroku ukrywają się więźniowie zbiegli z niedalekiego zakładu Shawshank.
„Kosz pełen głów” to dwieście procent rozrywki w rozrywce. Komiks oparty jest na campowym pomyśle, ale Joe Hill robi z niego dobry użytek umiejętnie łącząc w swoim scenariusze grozę z czarną komedią. Trochę irytowały mnie w tym albumie kwestie dialogowe przypisane głowom (skoro są w tytule, to nie spoiler). Czytając je miałem wrażenie, że Hill chciał ten wątek wykorzystać w dużej mierze jako humorystyczny, ale finalnie wyszło to trochę jakby w koszu znalazły się przede wszystkim głowy Karola Strasburgera.
To jednak jedyny słaby akcent w tym solidnym komiksie. Nie jest to dzieło na miarę „Locke & Key”, ale też nigdy nie miało nim być, „Kosz pełen głów” przeraża i bawi, a jednocześnie zaskakuje, bo w scenariusz zręcznie wpleciona jest przemyślana intryga kryminalna. Dodatkowo całość jest znakomicie narysowana przez Leomacsa, włoskiego artystę osobiście wybranego przez do tego projektu przez Joego Hilla.
Drugi z komiksów, „Rodzina z domku dla lalek”, za którego scenariusz odpowiedzialny jest Mike Carey, współtwórca serii „Lucyfer”, zwraca na siebie uwagę „okołosandmanowym” klimatem, choć w dorobku brytyjskiego autora nie jest to rzecz najlepsza.
Komiks opowiada historię młodej kobiety, której życie jest nierozerwalnie z domkiem dla lalek. Domkiem, dodajmy, magicznym, do którego – już jako dziecko – mogła się przenieść, by choć na chwilę zapomnieć o kłopotach w domu. Niestety, w zabawce drzemie też mroczna siła. Starsza niż świat i potężna. I zrobi wszystko, by uwolnić się więzienia, w którym przebywa od milionów lat.
Fabuła „Rodziny z domku dla lalek” jest dużo bardziej skomplikowana niż „Kosza pełnego głów”. Intryga dzieje się w różnych planach czasowych, cofając się w przeszłość o wiele lat i angażując po drodze wielu bohaterów. I o ile koncepcyjnie jest to intrygujące, o tyle wykonanie pozostawia do życzenia. Bohaterowie „Rodziny z domku dla lalek” są boleśnie jednowymiarowi, a ciągłe skoki pomiędzy różnymi planami czasowymi są skonstruowane tak, że bardzo szybko stają się męczące. W rezultacie, im dłużej czytamy komiks, tym mniej nas obchodzi. A jak już dojdziecie do wyjaśnienia zagadki jaką skrywa domek dla lalek, złapiecie się za głowę, że ktoś mógł coś takiego w ogóle wymyślić.
Graficznie jest lepiej. Peter Gross, z którym Carey współpracował już przy „Lucyferze”, robi dobrą robotę. Plansze są klimatyczne, choć w kilku przypadkach miałem poczucie, że autor robił je w zbytnim pośpiechu. Niemniej jednak, utrzymane w przeważająco mrocznej kolorystyce kadry pasują do fabuły. Gdyby scenariusz był lepszy, byłbym ze spotkania z „Rodziną z domku dla lalek” zadowolony, a tak mam duże uczucie niedosytu.
Dwa pierwsze tytuły spod szyldu Hill House Comics nie są dziełami, które odmienią Wasze życie. „Kosz pełen głów” to solidna średnia półka. Dobrze skonstruowany, sprawnie napisany i znakomicie zilustrowany komiks wart 50 złotych za jakie bez problemu możecie go kupić. „Rodzina z domku dla lalek” to już jednak fabularny chaos, w dodatku męczący i finalnie rozczarowujący. Jeśli chcecie ten tytuł sprawdzić, polecam w pierwszej kolejności wizytę w bibliotece.