Kiedy czytałem ostatnie strony „Kongo”, w Warszawie kończył się właśnie Marsz Niepodległości, na którym mocno swoją obecność zaznaczyli wyznawcy czystej, białej rasy. Bardzo chciałbym zobaczyć ich miny po przeczytaniu komiksu Toma Tirabosco i Christiana Perrissina. Bo choć od podróży Josepha Conrada do Wolnego Państwa Konga minęło ponad 120 lat, to jego doświadczenia i obserwacje z tamtej wyprawy do dziś są porażającym świadectwem tego, do czego może doprowadzić przekonanie, że jedna rasa jest lepsza od drugiej.
Wolne Państwo Kongo istniało w latach 1885-1908 i było prywatną własnością belgijskiego króla Leopolda II. Powołane do życia podczas międzynarodowej konferencji miało być miejscem, w którym wysłannicy Europy i misjonarze mieli zakrzewić cywilizację, „zaopiekować się” rdzennymi mieszkańcami kraju, a w konsekwencji stworzyć tam co najmniej drugą Amerykę. W rzeczywistości, o czym światowa opinia publiczna przez wiele lat nie wiedziała, Wolne Państwo Kongo było miejscem katorżniczej pracy tubylców bezwzględnie zarządzanym przez spółki handlowe w rabunkowy sposób pozyskujące olbrzymie ilości kauczuku oraz kości słoniowej. Kolonia była zamknięta dla cudzoziemców, a Belgowie, którzy z różnych powodów chcieli ją odwiedzić, musieli uzyskać specjalne pozwolenie.
Szacuje się, że w ciągu zaledwie 23 lat istnienia Wolnego Państwa Konga śmierć w wyniku działań kolonizatorów poniosło od 5 do 15 milionów rdzennych Afrykańczyków. Kiedy informacje na temat tego, co dzieje się Kongu wyszły na jaw, w Europie wybuchł skandal. Pod naciskiem innych krajów, Leopold II sprzedał Belgii za 50 milionów franków swoją kolonię, która w 1908 roku została przemianowana na Kongo Belgijskie i do 1960 roku pozostawała pod kontrolą ojczyzny Leopolda.
Józef Teodor Konrad Korzeniowski (akcja komiksu dzieje się jeszcze zanim pisarz zacząłpodpisywać się jako Joseph Conrad) trafił do Kongo w 1890 roku jako kapitan jednego z belgijskich statków pływających po rzece Kongo. W Afryce spędził niecały rok (z trzyletniego kontraktu) na własne oczy oglądając jak „w praktyce” wygląda kolonializm. Do Europy wrócił w styczniu 1891 roku, ciężko chory, również na depresję.
Doświadczenia z podróży do Kongo stały się podstawą jednej z najgłośniejszych powieści Conrada „Jądro ciemności”. Wydana po raz pierwszy w odcinkach w 1899 roku opowiadała historię Charlesa Marlowa, brytyjskiego kapitana, który na pokładzie niewielkiego statku wyrusza w głąb Kongo by odszukać niejakiego Kurtza, wyjątkowo skutecznego przedstawiciela handlowego. Nieświadomy tego co go czeka, zanurza się w głąb stworzonego przez białego człowieka piekła.
Choć nie od razu zyskało popularność i uznanie, „Jądro ciemności” dało początek międzynarodowemu protestowi przeciwko działaniom Leopolda II w Afryce. Wkrótce ruszyło międzynarodowe śledztwo mające wyjaśnić co naprawdę dzieje się w Wolnym Państwie Kongu oraz narodził się ruch Congo Reform Association, którego członkami byli m.in. Arthur Conan Doyle, Mark Twain, Booker T. Washington, Bertrand Russell oraz Joseph Conrad.
Akcja powieści graficznej „Kongo” rozgrywa się na wiele lat przez tymi wydarzeniami. Dzieło scenarzysty Christiana Perrissina oraz rysownika Toma Tirabosco jest wiernym odtworzeniem podróży Conrada do Afryki, począwszy od podpisania umowy z kompanią handlową do rozpoczęcia podróży powrotnej do Europy pod koniec 1890 roku. Przez ten czas Korzeniowski nie tylko dobył morderczą podróż w głąb kontynentu, ale przede wszystkim na własne oczy zobaczył do czego zdolny jest „cywilizowany” człowiek, kiedy żądza zysku zaślepi mu wzrok i uzna się za lepszego od innych.
„Kongo” to opowieść utracie złudzeń. Korzeniowski pojechał do Afryki nie tylko ze względów ekonomicznych, ale przede wszystkim dlatego, że pozostając pod wpływem tekstów podróżnika Henry’ego Mortona Stanleya wyobrażał sobie ten kontynent jako miejsce wyjątkowe, pełne tajemnic, fantastycznych zwierząt i przygód. Kiedy tam wreszcie dotarł, szybko przekonał się, że nie tylko rzeczywistość odbiega od jego wyobrażeń, ale nawet sam Stanley nie jest bohaterem, za jakiego go uważał. Na własne oczy Korzeniowski obserwuje jak w miarę posuwania się w głąb Afryki, biały człowiek pozwala sobie na coraz więcej, z masowym morderstwem włącznie. Jego podróż na czarny kontynent zamiast być wielką przygodą staje się traumatycznym doświadczeniem pełnym bólu, okrucieństwa i podłości.
Swoimi wrażeniami z pobytu w Afryce dzieli się w listach z Marguerite Poradowską, wdową po daleki krewnym pisarza, w której Conrad był zakochany i której, jak przypuszczają jego biografowie, zaproponował nawet małżeństwo, co mu jednak wyperswadowano. Korespondencję z „ukochaną wujenką” Korzeniowski prowadził do końca swojego życia, a jej fragmenty, uzupełnione o kwestie napisane przez Perrissina trafiły do scenariusza komiksu.
Perypetie przyszłego pisarza Tom Tirabosco przedstawił za pomocą czarno-białych naszkicowanych węglem rysunków. I choć z początku nie robią one na czytelniku wielkiego wrażenia, to z czasem okazuje się, że to właśnie dzięki tej technice udało się artyście oddać w komiksowych kadrach duszą atmosferę XIX-wiecznego Kongo.
Dzieło Christiana Perrissina i Toma Tirabosco jest kolejną udaną komiksową biografią jaka ukazała się na naszym rynku. Ale „Kongo”, szczególnie na tle wydarzeń jakie mają dziś miejsce praktycznie w całej Europie, jest przestrogą przed tym, co może się wydarzyć, kiedy jedna nacja uzna, że jest lepsza od drugiej.
PS. „Jądro ciemności” w tym roku zostało wykreślone z listy lektur szkolnych poziomu podstawowego.
Komiks „Kongo” ukazał się nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu.