Choć komiksy tworzy od ponad 30 lat, Andrzej Chyży nie został komiksową gwiazdą. O jego istnieniu większość czytelników dowiedziała się dwa lata temu, przy okazji premiery poświęconej mu antologii „Samotnik i inne opowieści”. Zainteresowanie jakie wzbudziła najwyraźniej zachęciło artystę do dalszej pracy, czego efektem jest pierwsza w jego dorobku powieść graficzna „Jaskółka”.
Andrzej Chyży jest komiksowym samoukiem, a rysowanie nigdy nie było jego podstawowym źródłem utrzymania. – Miałem normalną pracę. A rysowanie, to było moje hobby – wspomina w wywiadzie zamieszczonym w albumie „Samotnik i inne opowieści”. I choć sam przyznaje, że rysował długo i wolno, to w latach 1985-1989 stworzył dla łódzkiego „Expressu Ilustrowanego” aż 8 komiksowych serii, w tym obszerną adaptację „Hrabiego Monte Christo”.
Potem przez krótki czas współpracował z „Małą Fantastyką”, a w 1991 roku wydawnictwo Sport i Turystyka wydało narysowaną przez niego komiksową adaptację „W 80 dni dookoła świata” Juliusza Verne’a. Do komiksu powrócił na chwilę w 2008 roku opublikowanym własnym sumptem zeszytem „Wśród morza ruin” opowiadającym o Powstaniu Warszawskim. Później na blisko dekadę ponownie oddał „normalnej pracy”, od której oderwał go dopiero Bartosz Kurc, który wpadł na pomysł wydania antologii prac Andrzeja Chyżego.
„Samotnik i inne opowieści” nie trafił na listy bestsellerów, ale też nie taki był cel tej publikacji. 160-stronicowy album przypomniał czytelnikom dorobek nieco zapomnianego autora zapełniając w ten sposób lukę na rynku, a jednocześnie dając wszystkim możliwość zapoznania się z twórczością artysty, która do czasu premiery antologii znana była głównie czytelnikom „Expressu Ilustrowanego”. Przy okazji „Samotnik” okazał się znakomitym zapisem rozwoju warsztatu Andrzeja Chyża, który z komiksu na komiks udowadniał, że coraz lepiej i coraz pewniej radzi sobie z obrazkowym medium.
Dla mnie lektura tej antologii była swoistym powrotem do przeszłości. Do czasów, kiedy polski rynek komiksowy opierał się w zdecydowanej większości na rodzimych twórcach, ci zaś z kolei chętniej niż dziś sięgali po adaptacje popularnych powieści. „Samotnik” jest zbiorem artystycznie nierównym, ale ciekawym, a z perspektywy osoby interesującej się historią polskiego komiksu, niezwykle wartościowym.
– Przygotowując komiksy do dzisiejszej publikacji spostrzegłem się, ile tych rysunków jest. Szczerze mówiąc, serce boli, że nic z tym nie robię. Prawdopodobnie będę próbował to zmienić – mówi Andrzej Chyży na koniec wspomnianego wcześniej wywiadu. I jak widać nie rzucał słów na wiatr, po dwa lata po premierze „Samotnika” do sprzedaży trafiła narysowana przez niego „Jaskółka”.
To rozgrywająca się w ostatnich miesiącach I Wojny Światowej wielowątkowa opowieść o ludziach zaangażowanych, ale i uwikłanych w walkę o wolną Polską. Wszystkich łączy niewyjaśniona zdrada sprzed lat. Kiedy niespodziewanie umiera jeden z uczestników tamtych wydarzeń, na jaw wychodzą dawno skrywane animozje, ale i namiętności. Pojawia się również szansa na odkrycie tożsamości nieuchwytnego do tej pory konfidenta.
Scenariusz „Jaskółki” jest dziełem Elżbiety Żukowskiej, autorki mającej na swoim koncie serię „Borka i Sambor” (wspólnie z KRL-em), solidny kryminał „Kapitan Wrona” (z Łukaszem Godlewskim) oraz poświęconą Gdyni antologię „Miasto z widokiem”. „Jaskółka” jest najbardziej skomplikowanym scenariuszem komiksowym, jaki wyszedł spod jej pióra. Niestety, nie do końca udanym.
Intryga przedstawiona w „Jaskółce” nie jest zła. Żukowska łączy w niej opowieść o niepodległościowej walce z romansem, rodzinnym dramatem i kryminałem. Co prawda nie unika klisz, ale też w przypadku tak pomyślanych historii trudno o radykalną oryginalność. Jednak nawet najlepszy pomysł, żeby przekonać do siebie czytelników, musi być dobrze wykonany. A tego elementu zabrakło
„Jaskółka” to opowieść z wieloma bohaterami, rozgrywająca się w wielu różnych miejscach i na kilku płaszczyznach czasowych. Jej zaplanowanie było wyzwaniem, ale zapanowanie nad nią w komiksowych kadrach zwyczajnie autorów przerosło. Czytelnik szybko zaczyna gubić się w gąszczu nazwisk i pseudonimów, od których w dymkach jest gęsto. Zamieszanie potęgują źle rozegrane fabularnie sceny sprawiające, że niektóre zdarzenia ciężko zrozumieć, albo można je zrozumieć opacznie.
Przyczyną tych konfuzji niejednokrotnie są rysunki Chyżego. Są w „Jaskółce” kadry, gdzie bardzo łatwo można pomylić ze sobą bohaterów. Są też takie, które wręcz ciężko zrozumieć, jak choćby rysunek przedstawiający bohaterkę (uwaga, lekki spoiler) chcącą popełnić samobójstwo pod kołami pociągu. O tym, że chce to zrobić dowiadujemy się z późniejszych dymków, bo sam rysunek sugeruje wręcz, że ktoś chce ją pod ten pociąg wepchnąć. I takich „kwiatków” jest w tym komiksie więcej.
„Jaskółka” jest dziełem, z którego co i rusz wychodzą niedostatki warsztatowe zarówno scenarzystki jak i rysownika. Jest też jednak dziełem stworzonym z ogromną pasją, za które – jak pisze wydawca – ani autorzy ani wydawca nie otrzymali żadnego grantu. Po raz kolejny Andrzej Chyży pokazuje się w nim jako artysta przywiązany do historycznego detalu, a Elżbieta Żukowska wplata w swój scenariusz wiersze i ludowe piosenki. Jednak to wszystko za mało. Gdyby pasja, z której narodziła się „Jaskółka”, zamknęła się w krótkiej formie, te fabularne i rysunkowe niedoskonałości być może nie byłyby tak widoczne. Przy pełnometrażowej powieści graficznej nie sposób ich nie zauważyć, szczególnie kiedy mocno wpływają na przyjemność płynącą z czytania.