„Batman. Sekta”, Starlin i Wrightson [RECENZJA]

Jim Starlin i Bernie Wrightson to klasycy amerykańskiego komiksu. Pierwszy stworzył podwaliny pod „kosmiczne uniwersum Marvela” i wymyślił Strażników Galaktyki, drugi przeszedł do historii jako współtwórca postaci Potwora Z Bagien i mistrz komiksowego horroru. Wspólnie pracowali kilka razy, m.in. przy przygodach „Punishera” oraz wykreowanej przez Starlina serii „Dreadstar”. Jednak ich najlepszym wspólnym dziełem jest „Sekta”, czterozeszytowa miniseria o Batmanie z 1988 roku, która właśnie doczekała się polskiego wydania.
Licząca niecałych 200 stron opowieść traktuje o starciu Mrocznego Rycerza z Diakonem Blackfire’em, charyzmatycznym kaznodzieją o mrocznej przyszłości, który przy pomocy armii bezdomnych wypowiada w Gotham wojnę przestępcą. I to skuteczną. W krótkim czasie zło znika z ulic miasta, a jego sprawcy licznie pojawiają się w lokalnej kostnicy. Tak drastyczne rozwiązanie problemu przestępczości w Gotham nie podoba się ani policji ani Batmanowi, choć zaskakująco dużo mieszkańców miasta popiera działania Blackfire’a. Szybko jednak okazuje się, że to zaledwie początek demonicznego planu Diakona.
We wstępie do komiksu Jim Starlin pisze, że scenariusz „Sekty” powstał w reakcji na ataki, jakie w latach 80. prawicowi publicyści i telewizyjni ewangeliści rozpętali przeciwko komiksom oskarżając je o propagowanie przemocy i szerzenie moralnej zgnilizny. Wiele zjawisk, których autor był wtedy świadkiem, znalazło się w fabule albumu. „Sekta” to mroczna opowieść o walce ze złem, które – w oczach innych, wydaje się atrakcyjne i usprawiedliwione. To także rzecz o klęsce. Batman, który przyzwyczaił nas do tego, że jest silny i niezwyciężony, tutaj ulega swojemu przeciwnikowi. Zostaje przez niego nie tylko pokonany, ale i upokorzony. Okazuje się słaby. Oczywiście, ostatecznie znajduje w sobie siłę to stawienia czoła Diakonowi, ale cały czas ma możliwości czy tym razem opowiedział po właściwej stronie. A może droga Blackfire’a jest słuszna?
Opowieść o dramacie Batmana Jim Starlin łączy w swoim scenariuszu z horrorem. Gro akcji rozgrywa się w podziemiach Gotham, gdzie nie brakuje miejsc wypełnionych ludzkimi szkieletami oraz krwi. Jest mrocznie, brutalnie i bezkompromisowo. Z tego powodu „Sekta” nie jest komiksem dla każdego. Miłośnicy lekkiej „superbohaterskiej nawalanki” będą mieli z tym komiksem problem. Ale fani „Powrotu Mrocznego Rycerza” i „Azylu Arkham” przeczytają go od deski do deski.
Z mroczną intrygą w parze idą znakomite rysunki Berniego Wrightsona, amerykańskiego artysty, który właśnie w opowieściach grozy dawał największe popisy swojego talentu. Jest styl jak ulał pasuje do historii wymyślonej przez Starlina, a świetne kolory Billa Raya potęgują strach jaki emanuje praktycznie z każdej strony komiksu.
Rzadko daję dziś szansę komiksom o superbohaterach, ale na „Sektę” ostrzyłem sobie zęby jak tylko się dowiedziałem, że album ten pojawi się w ofercie Egmontu. I się nie rozczarowałem. Komiks Starlina i Wrightsona to Batman jakiego lubię – brutalny, niebanalny i zapadający w pamięć. No i Gacek ma tutaj długie uszy, a to dla mnie zawsze dodatkowy atut. 🙂
Jest jeszcze jeden powód, dla które warto po „Sektę” sięgnąć. Album ten jest jednym z kilku, którymi inspirował się Christopher Nolan pracując nad filmem „Mroczy Rycerz powstaje”. Więcej nie powiem. Ci, którzy film widzieli, dostrzegą to na pewno.